Dlaczego nie słyszę żadnego głosu? – zapytałem przewodnika. Podejdź bliżej! – doradził. (…) usłyszałem krzyki i szlochy, bluźnierstwa i przekleństwa pod adresem świętych. Głosy ich zlewały się ze sobą. (…) Już nie istnieje dla nich czas. Jest tylko wieczność. Widząc to wszystko i słysząc nagle zapytałem siebie: Jakże mogą ci chłopcy być potępieni? Przecież wczoraj wieczorem bawili się jeszcze w Oratorium. – Chłopcy, których tutaj widzisz – odpowiedział – są umarli dla Bożej łaski. Gdyby skonali w tej chwili, czy nie chcieli wycofać się ze swoich niecnych dróg, zostaliby potępieni. Lecz tracimy czas. Chodzimy dalej. Poprowadził mnie dalej.
Zeszliśmy w dół korytarzem do nisko położonej pieczary. Nad wejściem do niej znajdował się napis: «Robak ich nie zginie i nie zagaśnie ich ogień. Pan Wszechmogący ich ukarze (…) ześle w ich ciało ogień i robactwo i jęczeć będą z bólu na wieki.» – Nie, nigdy – krzyknąłem przerażony. – Nie bój się – powiedział mi – po prostu spróbuj. Dotknij tego muru. (…) Słysząc to instynktownie cofnąłem się, lecz on chwycił moją dłoń, rozwarł ją siłą i przyciągnął do pierwszego z tysięcy murów. Odczułem tak szalony ból, że ze skowytem odskoczyłem do tyłu i obudziłem się w swoim łóżku. Dłoń mocno piekła i musiałem ją trzymać, by złagodzić ból. Wstawszy rano, zauważyłem, że była spuchnięta. Chociaż przecież tylko we śnie dotykałem muru, z dłoni mojej schodziła skóra. Mając na uwadze, że nie należy was zbytnio przerażać, pominąłem opisywanie wielu strasznych szczegółów, choć je widziałem i przeżywałem.
Leave a reply